Środ(k)owe umocnienie!

Opublikowane przez Ukryte Piękno 18.4.18 1 komentarz

 Zbawienny głód


"Niespokojne jest serce człowieka,
dopóki nie spocznie w Bogu"
św. Augustyn


Często dopada mnie głód. Głód relacji, miłości, bliskości, czułości, zrozumienia, akceptacji, afirmacji...
Dużo jest tych moich głodów i często kiedy nie są zaspokojone, próbuję się zapchać byle czym,
tym co mam aktualnie pod ręką.


Próbuję zaspokoić moje ambicje, osiągnąć sukces, zrobić coś żeby zasłużyć na podziw
i uznanie, na miłość...












Próbuję nakarmić się pracą, zadaniami, obowiązkami... Pracuję nad sobą, żeby sobie "poradzić", dobrze organizować czas, zarządzać, porządkować, pomagać...












Szukam zaspokojenia moich potrzeb w relacjach, przyjaźniach, związkach, w drugim człowieku... Więzi rodzinne, małżeńskie, przyjacielskie i koleżeńskie są bardzo ważne i cenne, ale nie są w stanie wypełnić przepaści mojego serca, które jest bardzo, bardzo głodne...








Otaczam się rzeczami, sentymentami, maskotkami, zdjęciami, zwierzętami... Czy to zapełnia moją pustkę? Czy to wystarcza? Skąd! Wciąż jestem głodna i stęskniona! Czegoś wciąż pragnę, ciągle mi mało...










Czasem wchodzę w objadanie się, zagryzanie tęsknoty i problemów. Innym razem znów przesadnie chciałabym dbać o siebie, o swój wygląd, zdrowie... Wszystko w pogoni za...? Właśnie! Za czym?









Dzisiejsza Ewangelia mocno do mnie przemawia... Wyczytuję z niej, że GŁÓD może być zbawienny, jeśli tylko będę szukać jego zaspokojenia u odpowiedniej osoby - u Jezusa. Tylko On może mnie nakarmić tak, że moje serce nie będzie już pragnąć i łaknąć! Wydaje się to nie możliwe... Tęsknota jaka jest w głębi mnie, wydaje się być nie do zaspokojenia, ciągle się zawodzę. Dlaczego? Ponieważ ciągle daję się nabrać, łapię się w pułapkę, urzeka, uwodzi mnie człowiek... Dopiero kiedy się poranię, wracam do Boga i przypominam sobie, że tylko w Nim znajdzie spokój moja dusza, tylko w Nim odpocznie. GŁÓD jest więc zbawienny, bo zmusza mnie do szukania pożywienia, popycha do Boga.



Jezus oznajmił im wówczas: „To Ja jestem chlebem życia. Dlatego ten, kto przychodzi do Mnie, nie będzie już głodny. I ten, kto we Mnie wierzy, nie będzie już nigdy odczuwał pragnienia. Powiedziałem wam jednak: Zobaczyliście Mnie, a mimo to nie wierzycie. Wszyscy, których powierza Mi Ojciec, przyjdą do Mnie i nikogo z nich nie odrzucę, gdyż nie zstąpiłem z nieba, aby spełniać swoją wolę, lecz wolę Tego który Mnie posłał. Wolą zaś Tego, który mnie posłał, jest to, abym z powierzonych Mi ludzi nie tylko nikogo nie stracił, lecz wzbudził ich do życia w dniu ostatecznym. Taka jest bowiem wola mego Ojca, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne oraz abym go wskrzesił w dniu ostatecznym."




Chleb życia - Eucharystia - Jezus. Mówi o sobie, jako o pokarmie, o czymś co podtrzymuje podstawowe funkcje życiowe, co jest powszednie, zwyczajne, codzienne. Dlaczego? Do czego porównał się Bóg, czym dla nas się staje, żeby przyciągnąć nas do siebie? Czy to nie cudowne, nie najwspanialsze? Bóg stał się dla nas pokarmem i napojem. Chce być dla nas tak ważny, tak potrzebny jak codzienny pokarm. Daje nam siebie w Eucharystii, pod postacią kruchego chleba, chce byśmy do Niego jak najczęściej przychodzili i zaspokajali swój nieokiełznany głód. Tylko On potrafi go uśmierzyć, uciszyć i uspokoić. On nikogo kto wierzy, nie odrzuci, nikogo nie straci, ale wzbudzi do życia, bo tak chce Jego Ojciec. Do pełni życia! Do życia prawdziwego i najpiękniejszego, bo zatopionego w Bogu. 







Na zakończenie tej medytacji przychodzą mi na myśl kojące słowa z księgi Ozeasza. Niech one będą naszą modlitwą, czytajmy je razem z Maryją - Najpiękniejszą kobietą, która wiedziała, że tylko w Bogu jej Serce znajdzie szczęście i całe swoje życie szukała Jego woli.



"Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu.
Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mniea składali ofiary Baalom i bożkom palili kadzidła. przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałemoni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. 


Mój lud jest skłonny odpaść ode Mnie - wzywa imienia Baala, lecz on im nie przyjdzie z pomocą. Jakże cię mogę porzucić, Efraimie, i jak opuścić ciebie, Izraelu? Jakże cię mogę równać z Admą i uczynić podobnym do Seboim?Moje serce na to się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiempośrodku ciebie jestem Ja - Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać."



oprac. Karolina Kargol