Jaka jest Twoja chusta Weroniko?

Opublikowane przez Ukryte Piękno 5.12.18 Brak komentarzy
W ostatnim czasie, gdy odprawiałam drogę krzyżową, przy stacji szóstej zaczęłam zastanawiać się, kim właściwie była Weronika, przecież nie ma o niej ani słowa w żadnej z Ewangelii, o co więc chodzi? Dlaczego Kościół umieścił ją w tak ważnym nabożeństwie? Zastanawiałyście się kiedyś nad tym?


Prawdziwy wizerunek

Ze znalezionych w sieci informacji dowiedziałam się, że św. Weronika była matroną jerozolimską żyjącą w I w. n.e., według podań była kobietą, która Chrystusowi niosącemu krzyż podała do otarcia chustę, w zamian na materiale odbiło się oblicze Jezusa, które do dziś czcimy jako chustę z Manoppello.

Jej imię Weronika to w tłumaczeniu greckim "vera eikon", czyli prawdziwy wizerunek, a zatem prawdopodobnie nie było to prawdziwe imię naszej bohaterki. Imię to przylgnęło do bezimiennej kobiety jako wyraz pobożności ludowej. Być może święta Weronika nigdy nie istniała, mówią o niej tylko apokryfy czyli pisma, które nie są uznane przez Kościół jako wiarygodne, a także czytamy o niej w pismach niemieckiej mistyczki bł. Katarzyny Emmerich. 

Legenda o św. Weronice po raz pierwszy pojawiła się w IV wieku i później rozwijała się do coraz to nowszych i „ciekawszych” szczegółów, m.in. że Weroniką była kobieta, którą Jezus uzdrowił z krwotoku, że przed tą chustą modliła się Matka Boża, że Weronika była towarzyszką życiową Zacheusza, itd. Niemniej była to kobieta, która kierowana współczuciem i wzruszeniem, odważyła się na szalony czyn podejścia do skazańca i otarcia Mu twarzy z krwi, potu i brudu. W zamian za okazane miłosierdzie otrzymała w nagrodę odbity na chuście wizerunek Jezusa. Ta scena dla nas słuchaczy jest wzruszająca, czego wyrazem jest wiele obrazów przedstawiających tę scenę. Najczęściej przedstawiali ją z rozpostartą w rękach chustą, na której widnieje oblicze Jezusa. Wielu artystów malowało ten temat, wśród nich wybitni przedstawicieli malarstwa El Greco i Bernardo Strozzo. 




We wszystkich tych dziełach artyści kontrastują oblicze Chrystusa, patrzące wprost na widza, z twarzą Weroniki, spoglądającą w niebo lub na chustę, tak jakby chciała uniknąć roli głównej bohaterki obrazu. Do dziś tłumy ludzi jeżdżą do Manoppello, aby zobaczyć ją na własne oczy. 

NO dobra, dobra... ale jak to się ma do mojego życia? Czego ma nauczyć mnie ta postać?

Kobieta, która zbliżyła się do Jezusa, aby ulżyć Mu w cierpieniu, mimo tłumu, żołnierzy... w zasadzie nie zrobiła nic wielkiego, jej czyn nie sprawił, że Jezus został uwolniony, czy przestał czuć ból. To był mały czyn, a jednak ważny, bo z miłości. Tyle nie zrobili nawet uczniowie, ani pobożne niewiasty, które za Nim chodziły. Pokazuje, że dla tego, kto kocha, nie ma rzeczy nie do zrobienia. Mogła tłumaczyć się, że żołnierze, że się nie da, że nie może się narażać, że jest tylko zwykłą kobietą, a mimo wielu możliwych wymówek znalazła sposób, aby pomóc bliźniemu w cierpieniu. Być może nie zrobiła tego ze względu na Jezusa, lecz robiła tak każdemu skazańcowi? Mogłoby tak być, że dopiero gdy zobaczyła odbicie na chuście zrozumiała, że był to ktoś wyjątkowy? Tego nie wiemy...

Każdy ma swoją chustę

Możemy się zastanawiać jaki sens miał jej czyn, przecież za chwile twarz Jezusa znów była brudna i pokrwawiona... a  jednak. Zrobiła coś więcej, dała Mu wsparcie psychiczne, pokazała że nie jest sam. Jak ważna to rzecz dla każdego, kto cierpi! Czasem nie trzeba robić nic, tylko towarzyszyć. Tylko tyle. Nie trzeba czynić cudów. Miłość jest największym cudem.  

Często właśnie zdolność do pomocy jest taką naszą chustą. Zamiast ją wykorzystać i wesprzeć kogoś obok nas, kalkulujemy: „co ja z tego będę miała, czy to nie za wiele będzie mnie kosztowało, czy się opłaca? nie muszę robić wszystkiego, całego świata i tak przecież nie zbawię.” I rezygnujemy w rezultacie często nie robiąc NIC. Boimy się ofiarować drugiemu człowiekowi, aby się za bardzo nie spalić, nie poparzyć, bo ktoś może odrzucił kiedyś naszą pomoc, to teraz już nie pomogę nikomu.



Spójrzmy na naszą świętą kobietę! Nie poddała się zbiorowej znieczulicy! Pomogła i otrzymała nagrodę: portret Zbawiciela. Za każdym razem, gdy „ocieramy twarz” bliźniemu, w naszym sercu odbija się twarz Jezusa, bo: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25,40). Czasami, owszem, wymaga to wysiłku, bo trzeba się do kogoś zbliżyć, schylić się nad czyimś cierpieniem, uklęknąć przed Nim, zamilknąć... do tego potrzebujemy odwagi Weroniki. 

Być może ktoś obok ciebie cierpi, może tego nie widzisz, może to cierpienie niewidoczne jak depresja czy odrzucenie społeczne, może ktoś już nie ma sił, aby wołać o pomoc, to jest twój dzień, twoja szansa, aby go dostrzec i pomóc, tak jak umiesz, może wystarczy byś była, nic więcej... Nawet najmniejsza pomoc może sprawić, że ten ktoś będzie miał siłę pójść dalej w stronę Golgoty, krzyża, ale i Zmartwychwstania. Na naszej drodze nie ma groźnych żołnierzy, wrogiego tłumu, jest tylko jakaś bariera, która każe schować chustę do kieszeni i przejść obok, mówiąc „to nie moja sprawa”. A przecież na końcu będziemy sądzeni z miłości... jaką chustę pokażę Jezusowi? Ładną, uprasowaną i NIEUŻYWANĄ czy "ucioraną" ludzkim cierpieniem i brudem, będąca świadectwem mojego życia? Która bardziej Mu się spodoba, jak myślisz? On nie chce jej ładnie poskładanej, ale takiej z odbitym wizerunkiem miłości, na której rozpozna Swoją twarz.


Tak jak Weronika nie bójmy się obecności krzyża i dawania siebie mimo zawsze niesprzyjających okoliczności. Tylko wtedy, gdy przekroczymy lęk na naszych sercach jak na chuście pojawi się oblicze Jezusa.



Karolina Zgryźniak