Lenistwo piękności szkodzi

Opublikowane przez Ukryte Piękno 21.4.18 1 komentarz



Masz podobny problem? Dopada Cię czasem lenistwo?
Musimy uważać drogie panie - lenistwo piękności szkodzi!




Jak mi się nie chce wchodzić znowu po tych schodach po raz dziesiąty, piętnasty, dwudziesty piąty. Zawsze wskakuję na co drugi schodek, bo wydaje mi się że przyspieszę przydługi jak dla mnie proceder pokonywania tej przeszkody. Jak mi się nie chce znów sprzątać, ciągle te koty się zbierają i plączą mi się pod nogami, zbieram i znowu i znowu to samo. Jak mi się nie chce jeść znowu i spać znowu i myśleć znowu i pracować mi się nie chce! Właściwie to odpoczywać też mi się nie chce, nie chce mi się o siebie zadbać, ani o wygląd, ani o duszę. Nie chce mi się żyć!
Co za paskudna sprawa to lenistwo. Odbiera mi entuzjazm, chęć do życia i do tworzenia! Skąd to się przyczepia do mnie takie brzydactwo, takie łajdactwo. Jak tu się uodpornić na to, może jakaś szczepionka? Co poradzić, gdy moja odporność na te „mi się” spada i poddając się zapraszam tego wstrętnego bakcyla do mojego wnętrza? Konia z rzędem temu (chyba mało chwytliwa nagroda w naszych czasach…), kto opatentuje jakiś lek na lenia. Tabletka? Kremik? Balsam do ciała? Aerozol do rozpylania w przestrzeni o podwyższonym ryzyku ulegania? Tylko czy mi się zechce tego używać? Gdyby to zareklamować tak ciekawie, tak chwytliwie i błyskotliwie, nowocześnie i kolorowo, to wtedy może by mi się zechciało.






Człap, człap, człap. Właściwie po co się wysilać? Przecież nic nie muszę. Znów infekcja, wkrada się tak niepostrzeżenie, między myślami, między jednym człapnięciem, a drugim... Staję się bezwiedna i zrezygnowana, mój leń, moje „mi się” trzyma mnie za nogę i mówi czule, że przecież mi się należy trochę nic nierobienia, trochę odmóżdżenia, trochę… niebycia, nieistnienia? Kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać głębiej, dostrzegłam że to stan bardzo niebezpieczny. Problem z poczuciem wartości? Jakby ktoś chciał strącić mnie w przepaść, zniszczyć. Potem serce się budziło, pojawiali się ludzie, którzy przypominali proste, ale zbawienne słowa:



Bóg Cię kocha.
Stworzył Cię z miłości, stworzył Cię piękną, wartościową kobietą.
Jesteś do podobna do swojego Stwórcy.
On chce Cię inspirować, daje Ci dobre natchnienia.
Powierza Ci troskę o ŻYCIE.
Daje Ci wrażliwość i talenty.
Daje Ci dwie ręce, dwie nogi, oczy, uszy i całą resztę.
Co z tym robisz?






Jesteśmy arcydziełem Boga, koroną stworzenia. Jednak to co piękne jest bardzo kruche i delikatne... Łatwo podeptać piękną, świeżą, soczystą, zieloną trawę. Kiedy wtargnie na nią tabun koni, albo banda piłkarzy, niewiele zostanie z jej uroku i delikatności. Wspaniałą, subtelną rzeźbę, czy obraz który mógł być malowany wiele, wiele lat, w jednej chwili można zniszczyć - spalić, pomazać, podrzeć, zalać kwasem... Myślę, że podobnie jest z naszym pięknem. 


Dbajmy o nasze piękno, nawet wtedy kiedy trochę nam się nie chce, trochę nie widzimy sensu. Nie przesadnie i nie na siłę - dodając sobie czegoś sztucznego, oblepiając się jakimiś podejrzanymi mazidłami, to sobie coś przedłużając, to zmniejszając, to powiększając. Uważam, że nie jest to dbanie o siebie, ale problem z poczuciem własnej wartości. Dlaczego nie może wystarczyć to co mam? Dlaczego tak trudno uwierzyć, że właśnie taka jestem najpiękniejsza? Warto pielęgnować swoje ciało z roztropnością. Jest to nasza świątynia, dlatego trzeba zadbać o jej odpowiednie przystrojenie, o czystość i ład, o harmonię i elegancję. Każda z nas też jest niepowtarzalna, wyjątkowa, inna, mamy różne typy urody, różną budowę ciała, różne style, różnie się ubieramy. Jak kreatywny jest Ten, który nas stworzył! Naśladujmy Go w tym!


Ja czasem mam ochotę na prostotę, na coś skromnego i zwyczajnego, żeby nie odwracać uwagi od tego ważniejszego piękna, żeby sobie i innym pokazać, udowodnić, że "opakowanie" nic mi nie doda, że to moje wnętrze jest najważniejsze, moja osoba. Czasem znów mam ochotę przystroić się kolorowo, kwiatowo, jak łąka i park na wiosnę, wtedy wyrażam np. radość. Multikolor i multiwzorki! Kiedy mi smutno, coś mnie trapi, coś boli, to najchętniej ubrałabym się od stóp do głów na czarno, granatowo lub szaro-buro. Lubię ubrania białe, choć jako "pani wiosna" nie wyglądam w nich korzystnie, to mają one dla mnie pewną symbolikę. Kiedy w moim wnętrzu wydarza się coś niezwykłego, czystego, duchowego i niecodziennego. 


Wracam jednak do głównego wątku tego posta - do lenistwa. Ten szkodnik zjada mi wszystkie kolorowe i jasne spódniczki i sukienki. Postanowiłam więc z nim powalczyć. Jak? Pomogła mi w tym trochę moja przekora i upartość. Zaczęłam działać. Jak mi się nie chciało, to sobie mówiłam - a właśnie że mi się chce! I natychmiast brałam się za przyszywanie guzików, którą to czynność wiecznie odkładałam na potem, bo przecież muszę odpocząć po pracy, po codziennych obowiązkach!


Podobnie było z porządkami w szafie, w której już od dawna przewalały się ciuchy, które powinnam oddać, odłożyć lub wyrzucić. Po kawałku, po guziczku, po nitce do kłębka. Okazało się, że przyszywanie guziczków, przy delikatnej muzyce, jest świetnym odpoczynkiem po pracy fizycznej! Porządki w szafie natomiast wspaniale relaksują po intensywnym wysiłku umysłowym. 




Grunt to dobrze się zorganizować, umiejętnie połączyć zadania do wykonania. UWIERZYĆ, że potrafię pięknie przeżyć każdą chwilę dnia, że jestem wartościowa, kochana, wyjątkowa i niepowtarzalna, dlatego powinnam dbać o siebie i o przestrzeń w której żyję. 




oprac. Karolina Kargol