dla kobiet z wartościami

środa, lutego 28, 2018

O co prosisz?


"Udając się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: «Oto idziemy do Jerozolimy: a tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom, aby został wyszydzony, ubiczowany i ukrzyżowany; a trzeciego dnia zmartwychwstanie».

Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddawszy Mu pokłon, o coś Go prosiła.

On ją zapytał: «Czego pragniesz?»

Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie».

Odpowiadając zaś, Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?»

Odpowiedzieli Mu: «Możemy».

On rzekł do nich: «Kielich mój wprawdzie pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował».

Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, oburzyli się na tych dwóch braci. Lecz Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę.

Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszy między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, tak jak Syn Człowieczy, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu»." 
Mt 20, 17-28




Jezus, idąc do Jerozolimy, bierze Apostołów. Doskonale wie, że idzie na śmierć i doskonale wie, że uczniowie Go zdradzą. A pomimo to ich zabiera, nie odrzuca. Tak samo mnie przyjmuje pomimo moich słabości, pomimo tego, że wie, że upadnę, idzie ze mną, ufa mi i daje mi się cały.


Jaką drogą idę?

I w tym kontekście - drogi do Jerozolimy, drogi na śmierć - podchodzi do Niego matka synów Zebedeusza (w ogóle czemu matka synów Zebedeusza a nie żona Zebedeusza ???) i prosi Jezusa, a On chce, by ta prośba wybrzmiała głośno. Warto jednak zauważyć, że ze strony Jezusa nie ma cienia krytyki... On nie mówi: Co wy sobie wyobrażacie? Jak możecie z takimi prośbami do mnie przychodzić... jesteście bezczelni... wstydźcie się. W odpowiedzi  jednak wykazuje, że i matka, i synowie myślą w kategoriach ziemskich, i poucza, że najpierw należy iść drogą męki i śmierci. By zamieszkać z Panem na zawsze, tu na ziemi idziemy drogą Krzyża, Krzyża po którym następuje Zmartwychwstanie. Jezus mówi o piciu kielicha, który jest obrazem sądu Bożego, który czeka każdego. 


A ja czy wiem, o co proszę?

W mojej głowie każdy mój pomysł jawi się oczywiście jako najlepszy pomysł, ale czy daję szansę Panu, by to Jego wola się spełniała? Czy otwieram się na Jego działanie, na to, co po ludzku wydaje się niemożliwe, nienadające się? Czy wszystko interpretuję tylko tak, jak ja bym chciała, oszukując się, że Pan tak chce? Czy wszystkie moje prośby dotyczą tylko mnie? Czy cały świat  kręci się wokół mnie? Czy przynoszę Panu innych, bliskich i dalekich, przyjaciół i nieprzyjaciół?
Zauważmy tu jeszcze reakcję uczniów, których zżera zazdrość.  Ich oburzenie to mechanizm projekcji... przerzucenie winy na innych... na synów Zebedeusza... Bo jak oni mogli o takie rzeczy pytać... jak oni mogli uważać się za kogoś lepszego niż my... 
A czy my tak samo się nie zachowujemy... Jak często trudno się ucieszyć radością drugiego człowieka, jak często trudno cieszyć się z Nim Jego relacją z Panem. Często zostajemy pozbawieni tej radości, a gdzieś pojawia się od razu wyrzut: "a Pan tego mi nie  dał". Od razu miliony statystyk... To również problem... równanie w dół... bo dlaczego ktoś ma być lepszy od ode mnie...

Wszystkiego możemy zazdrościć. Czasem gdy słucham jak ktoś zawsze ma konkretne, celne i dotykające serca odpowiedzi to też zazdroszczę i teraz zazdroszczę Jezusowi, że potrafi przejść do następnego tematu. Wielkości i służby. 

Recepta na dziś

Chcesz być wielki? - Stań się sługą. Służ tym wszystkim osobom, przed którymi chciałeś być wielki.
Chcesz być pierwszy? - Bądź niewolnikiem. Zawalcz kiedyś, by być ostatnim, by nie zaistnieć, by dać się wykorzystać.
Św. Paweł używał określenia „niewolnik Chrystusa”. Ktoś należący do Chrystusa, nie może zbiegać do innych panów, ale jest zobowiązany do posłuszeństwa tylko i wyłącznie Jemu (1 Kor 7,22). 
Na  koniec przyszła mi refleksja, czy to Słowo to na pewno umocnienie, czy nie dobicie. Ale Słowo tłumaczy Słowo i przeczytałam: "Jeżeli wspólnie z Nim cierpimy, to wspólnie będziemy przebywać w chwale" (Rz 8,17).
Panie przymnażaj mi łaski, bym z Tobą przeżywała każdy dzień, bym Tobie się oddawała.



Matko Bolesna proszę, bym od Ciebie się uczyła, jak być sługą, która nie chce nagrody, ale pragnie nieba.




"Panie, do Ciebie się uciekam, 
niech nigdy nie doznam zawodu; 
wybaw mnie w Twojej sprawiedliwości! 
Skłoń ku mnie ucho, 
pośpiesz, aby mnie ocalić. 
Bądź dla mnie skałą mocną, 
warownią, aby mnie ocalić. 
Ty bowiem jesteś dla mnie skałą i twierdzą; 
przez wzgląd na imię Twoje kieruj mną i prowadź mnie! 
Wydobądź mnie z sieci zastawionej na mnie, 
bo Ty jesteś moją ucieczką. 
W ręce Twoje powierzam ducha mojego: 
Ty mnie wybawiłeś, Panie, Boże wierny! [...]
Zmiłuj się nade mną, Panie, bo jestem w ucisku, 
od smutku słabnie me oko, 
a także moja siła i wnętrzności. 
Bo zgryzota trawi me życie, 
a wzdychanie - moje lata. 
Siłę moją zachwiał ucisk 
i kości moje osłabły.[...] 
Pan zachowuje wiernych, 
a odpłaca z nawiązką tym, 
którzy wyniośle postępują. 
Bądźcie mocni i mężnego serca, 
wszyscy, którzy pokładacie ufność w Panu!" 
Ps 31 


Monika Filipek

poniedziałek, lutego 26, 2018

Teatr - moja droga do poznania siebie i nie tylko…

Witajcie!

Chciałam podzielić się z Wami moją historią związaną z Teatrem. Pewnie większość z Was kojarzy Teatr z pewną formą ekspresji wyrażanej przez słowo, gest, blask świateł, dźwięk. Dla mnie teatr to nieustanna droga do poznawania siebie, drugiego człowieka i Boga. Wiem, brzmi to trochę abstrakcyjnie, ale tak rzeczywiście jest. Jednak ta refleksja narodziła się z biegiem lat, ale wszystko po kolei. 

Od dziecka lubiłam występować, brałam udział w przeróżnych spektaklach. Jeszcze jako mała dziewczynka często przeglądałam  się w  lustrze i odgrywałam  określone role, która sama sobie tworzyłam. Pierwszy poważny tekst wygłaszałam jeszcze w przedszkolu, biorąc udział w jasełkach. Myślę, że każdy z nas miał taki epizod w swoim życiu. Kiedy poszłam do szkoły, zawsze chętnie angażowałam się w przedstawienia teatralne. Wszystko to jednak było dla mnie taką formą pokazania się, wzbudzenia podziwu innych ludzi, wywołania w nich jakiegoś zachwytu moją osobą. Dopiero w liceum zrozumiałam, że teatr to coś więcej niż „blask gwiazd”. 


Pewnego dnia  dowiedziałam  się, że w miejscowości w której mieszkam, miejski ośrodek kultury organizuje nabór na warsztaty teatralne. W moim sercu od razu zrodziła się myśl: „Chcę tam pójść!”. Spotkanie odbywały się w każdą sobotę. Zajęcia prowadził Tomasz, który wcześniej skończył studia na kierunku reżyserii. Razem z innymi uczestnikami stworzyliśmy 7-mio osobową grupę teatralną. Na spotkaniach zawsze wiele się działo. Oprócz poznawania różnych warsztatowych rzeczy, próbowaliśmy rozumieć postacie, które gramy i odnaleźć w nich cząstkę siebie.

Wykonywaliśmy szereg ćwiczeń, które nie raz pokazały mi, że  trudno czasami zmierzyć się ze sobą i swoimi różnymi kompleksami czy utartymi schematami. Teatr daje więc możliwość zobaczenia swoich mocnych i słabych stron.  Dzięki takiemu poznaniu człowiek może prawdziwie siebie zaakceptować. Kiedy gramy różne role, możemy przez chwilę spojrzeć na  drugiego człowieka w nieco inny sposób, ponieważ wchodzimy w jego świat. Dzięki temu możemy bardziej go zrozumieć. To kolejna myśl, która zrodziła się dzięki sztuce teatralnej. 

Niestety przyszedł czas na to, że musiałam zrezygnować z udziału w warsztatach, ale na tym nie kończy się moja opowieść. Historię, którą rozpoczęłam już jakiś czas temu, teraz staram się dalej kontynuować. Obecnie działam w diakonii teatralnej we wspólnocie ewangelizacyjnej „Eleos”. Wspólnie z innymi uczestnikami staramy się poprzez muzykę, słowo, gest, taniec, pokazać innym ludziom prawdę o Bożej miłości. Zanim jednak do tego dochodzi, potrzeba wiele czasu na to, aby niektóre treści móc przepracować samemu. 

Nie da się mówić innym o Bogu, bez doświadczenia Jego Miłości. Przygotowując spektakl, nie skupiamy się tylko i wyłącznie na technicznych sprawach, ale staramy się przede wszystkim zrozumieć sens treści, które chcemy przekazać. Uważam więc, że teatr może stać się również drogą do pogłębiania relacji ze swym Stwórcą.


W tym krótkim artykule chciałam podzielić się z Wami moją pasją, która stała się dla mnie czymś więcej, niż tylko jedną z form spędzania wolnego czasu. Teatr to dla mnie droga, na której ciągle szukam odpowiedzi na pytania: Kim jest Bóg? Kim jestem ja? Kim jest drugi człowiek? 

Ewelina Kukla

piątek, lutego 23, 2018

Przez igłę, nitkę i materiał do serca młodych dziewcząt i kobiet

z  cyklu: Wycieczka w przeszłość w poszukiwaniu sensu kobiecości


* * *

ZAMIAST WSTĘPU GARŚĆ NAJISTOTNIEJSZYCH INFORMACJI

Kontynuując temat poszukiwania sensu kobiecości, miałam zaszczyt i przyjemność spotkać się z panią Łucją Glijer. Kobieta, która była i nadal jest wzorem dla innych, zwłaszcza dla młodych kobiet i dziewcząt. Nasza rozmowa miała na celu wydobyć kwintesencję kobiecości w czasach, w których było dane pani Łucji żyć i pracować. Warto wspomnieć, że 12 lutego br. pani Łucja skończyła 90 lat życia.

Zanim jednak przejdę do sedna sprawy, to nie sposób pominąć istotnych faktów, które są podwaliną do zrozumienia zmagań i problemów, z którymi dane było zmierzyć się mojej rozmówczyni. 

Dane było jej żyć w czasach okupacji (II wojna światowa) i w czasach komunistycznych. Polski kościół katolicki w tamtych czasach był szczególnie narażony na prześladowania. Dlatego też miało to istotny wpływ na rozwój duchowy i moralny Polaków.

Od młodych lat kształtowała się w pani Łucji pasja do kroju i szycia. Uczęszczała do technikum odzieżowego i brała udział w kursach. W późniejszych latach życia przystąpiła do egzaminu w Zakładzie Doskonalenia Zawodowego (ZDZ) uzyskując tytuł Mistrzowski. 

POCZĄTKI - NOWE MIASTO NAD PILICĄ (1950 – 1951)

To właśnie Nowo Miasto można uznać za kolebkę pracy nauczycielskiej p. Łucji. Kurs był prowadzony dla dziewcząt po szkole podstawowej, mężatek i dla starszych kobiet z Nowego Miasta i z okolic.

Pod jednym dachem znajdowały się odpowiednio dostosowane sale do prowadzenia zajęć, jak również kaplica. W związku z tym, oprócz edukacji z kroju i szycia, uczestniczki miały zapewnioną opiekę „z góry”. 

Pani Łucja starała się dawać dobry przykład swoim wychowankom. Zapewniała dziewczętom i kobietom wspólną modlitwę oraz możliwość skorzystania z sakramentu pokuty u ojca kapucyna. Oprócz zajęć z kroju i szycia, odbywały się również zajęcia z religii.

Komisja z Kuratorium nie była przychylna katolickiemu wychowywaniu. Dowiedziawszy się, że w jednym budynku odbywa się kurs i modlitwa, zamknęli kurs i przenieśli w inne miejsce Nowego Miasta. Jak się można domyślić, tam gdzie nie było kaplicy.


Decyzję Komisji z Kuratorium przyjęła z modlitwą w sercu: „Bądź Wola Twoja Panie”, cicho i pokornie, nie walcząc o swoje. Wiedziała, że dała dziewczętom i kobietom to co mogła dać najpiękniejszego, przykład swojej wiary i kobiecości. 

Świadectwo jej życia zaowocowało: dwie uczestniczki kursu wstąpiły na drogę życia zakonnego oraz dwie inne dziewczyny, mimo przeniesienia kursu, przychodziły do p. Łucji na dodatkowe zajęcia z kursu i kroju. 

ŁÓDŹ - ROZKWIT KURSU KROJU I SZYCIA

I tu naprawdę kurs zaczął na dobre się rozwijać. Pani Łucja kontynuowała swoją misję jako nauczycielka zawodu kroju i szycia. Uczestniczki były zarówno z Łodzi jak i z Pabianic, Tomaszowa Mazowieckiego, Zgierza i Kutna. Na kursie były dwie grupy. Pierwsza z nich zajęcia miała w godzinach 8:00 – 12:00 , zaś druga 16:00 – 20:00. Wiek uczestniczek mieścił się w przedziale 16 – ok.60 roku życia. Kursy trwały 3 lub 5 miesiące. 

Do Zakładu Doskonalenia Zawodowego, który sprawował piecze nad kursem, w większości należały osoby niewierzące. Mimo to zdarzali się katolicy, którzy chętnie zachodzili do kaplicy, aby choć chwilę spędzić na osobistej modlitwie. W Łodzi respektowali obecność kaplicy, aczkolwiek zabraniali wspólnej modlitwy i kazali usunąć krzyż z sali. I tak uroczyste rozpoczęcia i zakończenia kursów przebiegały bez modlitwy. Nie zniechęcało to jednak p. Łucji, aby na zajęciach, które prowadziła, wprowadzić modlitwę. A co do kwestii krzyża na ścianie… Pomimo zakazu, dzięki jej staraniom, jak krzyż wisiał, tak wisiał dalej. 

Uczestniczki kursu miały zapewnione posiłki i ciepłą herbatę. Na potrzeby kursu zorganizowano dwie sale, a na sali 5 maszyn do szycia. W ówczesnych czasach komunistycznych niełatwo było dostać materiały potrzebne na kurs. Moja rozmówczyni wspomina, że z trudem je zdobywała. 
Część uszytych rzeczy dziewczęta i kobiety oddawały dzieciom przebywającym w Zakładzie Wychowawczym na ówczesnej ul. Bednarskiej. Ponadto p. Łucja nawiązała kontakt z ks. Baczmagą, który zajmował się dziećmi ociemniałymi i głuchoniemymi. Ksiądz uczył je religii, a podopieczne p. Łucji opiekowały się nimi: śpiewały kolędy w okresie bożonarodzeniowym, opowiadały bajki, aby ich zabawić, gdyż nauczycielki nie zawsze miały na to czas. Z niedowidzącymi kontaktowały się poprzez mowę bądź przez dotyk, a z głuchoniemymi poprzez migi. Uwrażliwiało to serca młodych dziewcząt na potrzeby drugiego człowieka. Ponadto pomagały w pobliskim kościele np. w okresie przedświątecznym dekorowały choinki. 

Pani Łucja bardzo sumiennie podchodziła do swoich zadań. Nie było to łatwe, gdyż oprócz życia osobistego, starała się również sporo czasu poświęcać na osobistą modlitwę oraz dobre przygotowanie do zajęć. Zajmowało to sporo czasu, gdyż prowadziła zajęcia z materioznawstwa, historii szycia, kostiumologii, budowy maszyn do szycia oraz omówienia poszczególnych elementów taśmowej produkcji.

KOBIECOŚĆ 

Pani Łucja przyciągała dziewczęta i kobiety do siebie. Miały do niej zaufanie, przychodziły ze swoimi problemami. Ona chętnie je słuchała i udzielała mądrych wskazówek i rad. Była dla nich autorytetem i nie tylko jako nauczycielka podczas kursu kroju i szycia. 

Jak wspominałam wyżej, dawała dobre świadectwo życia będąc przykładną katoliczką. Modliła się z uczestniczkami kursu, pomimo że ZDZ tego zabraniał. Zawalczyła również o to, aby na sali wisiał krzyż. Dbała o wychowanie religijne i moralne. 

Po dziś dzień pani Łucja utrzymuje kontakt listowny i telefoniczny z niektórymi uczestniczkami kursu. 


* * *

Ja osobiście jestem zachwycona osobowością mojej rozmówczyni i jej wkładem w wychowanie uczestniczek kursu. Dostrzegam u pani Łucji wielką pasję w szyciu, aż po dziś dzień. Z wielką radością i zaangażowaniem opowiadała mi o swoim doświadczeniu zawodowym. Jej ciągły kontakt z kobietami staje się dla mnie inspiracją, do poszukiwania nowych dróg. Dróg do odnajdywania sensu kobiecości.


Karolina Wtorek




Fotogaleria:





środa, lutego 21, 2018

Znaki czasu

    Wyobraź sobie jakieś wielkie, piękne miasto, tętniące życiem, pełne dźwięków, hałasów, barw, budowli większych i mniejszych, tych nowoczesnych i tych starych, zabytkowych… Może właśnie w takim mieście żyjesz? Czy nie jest to miasto podobne do Niniwy? Może Bóg powołuje Cię, jak Jonasza, abyś w tym mieście nawoływała do nawrócenia? Może masz być znakiem czasu dla tego pokolenia? Może Jezus chce działać przez Ciebie właśnie w tym czasie i w tym miejscu, w którym się teraz znajdujesz? Czy Twoje piękne kobiece serce nie buntuje się na widok brzydoty grzechu, który w Twoim mieście się zagnieżdża? Kiedy czytam Słowo na dziś, zadaję sobie właśnie takie pytania.
 
Łk 11, 29 - 32

    "A gdy tłumy się gromadziły, zaczął mówić: «To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz."

 

    Walka toczy się o nawrócenie. Tylko co to tak naprawdę znaczy? Powinnam zacząć od siebie. Może to właśnie ja jestem tym miastem, a tym który staje pośród moich wewnętrznych budowli jest Jezus. Próbuje przebić się do mnie ze swoim Słowem, ale hałas pędzących we mnie myśli, pragnień, planów, ambicji, jak huk samochodów i tramwajów w wielkim mieście, zagłusza Jego głos. Jak refren w tym fragmencie powtarza się „ktoś większy”. Jakby Jezus niezmordowanie próbował się przebić do serc i głów swoich słuchaczy: Jestem Bogiem, przyszedłem Cię zbawić, zaufaj mi i uwierz! Powierz mi swoją drogę, co dawne minęło, wszystko staje się nowe! Proroctwa się spełniają.

    Nie chcę stać się ruiną. Chcę usłyszeć i nawrócić się. Zdjąć z uszu słuchawki, zostawić to co mnie pochłania – studia, praca, problemy rodzinne, wciąż niespokojne serce… Chcę się od tego odwrócić i zwrócić się w stronę Jezusa, który jest moim Zbawicielem. Tylko On może ocalić mnie przed ruiną, może mnie odbudować! Przecież nie raz w moim życiu zrujnowana się czułam. Porażka, odrzucenie, zawiedzione oczekiwania, ambicje, grzechy z którymi sobie nie radzę. Tyle razy upadałam… Pewnie mieszkańcy Niniwy i królowa z południa, będą mi mieli wiele do zarzucenia na sądzie, ale mam nadzieję, że kiedy okażę skruchę, Jezus pełen miłosierdzia przebaczy mi wszystko i przygarnie mnie do swojego królestwa. Przecież On jest kimś większym!


Ps 51

Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości,
w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość!
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy
i oczyść mnie z grzechu mojego!
uznaję bowiem moją nieprawość,
a grzech mój jest zawsze przede mną.
Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem
i uczyniłem, co złe jest przed Tobą,
tak że się okazujesz sprawiedliwym w swym wyroku
i prawym w swoim osądzie.
Odwróć oblicze swe od moich grzechów
i wymaż wszystkie moje przewinienia!
Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste
i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego!
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza
i nie odbieraj mi świętego ducha swego!
Przywróć mi radość z Twojego zbawienia
i wzmocnij mnie duchem ochoczym!
Chcę nieprawych nauczyć dróg Twoich
i nawrócą się do Ciebie grzesznicy.
Od krwi uwolnij mnie, Boże, mój Zbawco:
niech mój język sławi Twoją sprawiedliwość!
Otwórz moje wargi, Panie,
a usta moje będą głosić Twoją chwałę.
Ty się bowiem nie radujesz ofiarą
i nie chcesz całopaleń, choćbym je dawał.
Moją ofiarą, Boże, duch skruszony,
nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym.
Panie, okaż Syjonowi łaskę w Twej dobroci:
odbuduj mury Jeruzalem!
Wtedy będą Ci się podobać prawe ofiary, dary i całopalenia,
wtedy będą składać cielce na Twoim ołtarzu.









Karolina Kargol

sobota, lutego 17, 2018

Jak zaprzyjaźnić się z „ołówkową”?

Krótko o spódnicy „ołówkowej” tak całkiem powiedzieć się nie da. Zmierzmy się wiec z trzema najpopularniejszymi opiniami:

1. To spódnica nie dla mnie, ponieważ jestem niska, mam grubsze łydki i szerokie biodra.

Rzeczywiście „ołówkowa” jest bliska ciału, podkreśla pupę i talię, ale pomaga wydłużyć krótkie nogi. Czy zatem osoby niższe, z szerokimi ramionami i masywnymi łydkami oraz udami powinny unikać spódnic ołówkowych? Niektórzy twierdzą, że tak. Nie chodzi jednak o fason, ale o właściwe dobranie spódnicy ołówkowej i dodatków.

Masz szersze biodra niż ramiona? Kupuj spódnicę ołówkową dobraną do twojej sylwetki, unikaj takich, które obciskają biodra dokładnie i przy każdym ruchu powodują poziome marszczenia. A zatem z materiałów na pewno nie dzianiny i lycra. To zdecydowanie jeszcze Cię  pogrubi. 


Ponadto najlepsza będzie spódnica gładka, bez dużych wzorów, kieszeni, szlaczków, marszczeń na biodrach itp. Za to świetne są dla Ciebie przeszycia lub zakładki pionowe. 

Jeśli chcesz ubrać spódnicę z bluzką – wybierz jaśniejszą bluzkę niż kolor spódnicy. Jeśli podoba Ci się stylizacja z ciemniejszą bluzką wybierz taką z bufkami, dużym kołnierzem, lub falbankami na ramionach, żeby nieco je poszerzyć – dla oka.






















Najlepszą radą jest wysłanie Cię do krawcowej, która uszyje spódnicę na miarę, tak, aby nie opinała bioder, nie zwężała się za bardzo na wysokości ud,  a zaznaczała talię. Taka spódnica musi się też odpowiednio kończyć, najlepiej tuż pod kolanami lub w kolanach, żeby optycznie wydłużyć twoje nogi. 


Jeśli szukasz ubrania do pracy świetny będzie komplet – spódnica i żakiet w tym samym kolorze – świetnie wyszczupla i jest bardzo elegancki. Coś dla profesjonalistki. Jeśli masz grubsze łydki, koniecznie zadbaj o buty z wyższymi obcasami. I nie bój się „ołówkowej”:)



2.  To spódnica tylko do pracy i na spotkania formalne.

Z zasady spódnica „ołlówkowa” jest elementem stroju biznesowego, biurowego czy eleganckiego outfitu na wyjście wieczorem. Dziś często łamie się te ramy w stylizacjach smart casual i casual. Wszystko zależy od Ciebie. „Ołówkowa” kwiecista, kolorowa, z wstawkami dużą ilością haftów nie jest w żadnym razie propozycją do pracy. 

Można również tak dopasować górę, że wspaniale będziesz się czuć w niej na co dzień. Styl nieformalny, luźny i swobodny – casual, osiągniesz dobierając do spódnicy „ołówkowej” sweter, lub ponczo – ostatnio coraz bardziej popularne. Osiągniesz ciekawy efekt, zwłaszcza, gdy chcesz zamaskować to i owo z brzuszka lub z bioder :) A jeśli nic nie musisz ukrywać, wybierz spódnicę ołówkową z baskinką, która poszerza w biodrach, ale nadaje spódnicy „radosny” charakter.



3. To spódnica dla młodych, zgrabnych i szczupłych

Jeśli założysz, że Twoja spódnica ma opinać szczelnie ciało, mieć duże rozcięcie i kończyć wysoko nad kolanami – to „ołówkowa” nie tylko straci swój urok, ale będzie także niesmaczna i wyzywająca. I nawet nie doda seksapilu! Zanim wyjdziesz z domu, zobacz jak wyglądasz. I nie warto mówić, że inni też się tak ubierają. Bezguście pozostaje bezguściem, nawet jeśli dotyka wielu osób. Bądź piękna :)





Anna Duda

środa, lutego 14, 2018

ILE „LAJKÓW”…

...OTRZYMA W TYM ROKU WIELKI POST?


Mt 6, 1-6. 16-18
Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie

Jezus powiedział do swoich uczniów: 

«Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.

Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie».




Patrząc na zapis w kalendarzu „WIELKI POST” zauważam dwuznaczność tego wyrażenia… Jeszcze do niedawna myślałam tylko o okresie liturgicznym w Kościele, teraz zaś mam w głowie wielki post na stronie internetowej… 
Widzę, że mój stary człowiek, daje się we znaki i uwielbia wszystko co jest WIELKIE…

mieszkanie, 
wykształcenie, 
wynagrodzenie za pracę,
 samochód,
 telefon,
 imprezy,
ilość „lajków”, obejrzeń
 nawet pamięć w komputerze…

 Im więcej, im większe, tym bardziej budzące satysfakcję! I tak w nieskończoność, podążając za coraz bardziej ulepszonymi nowościami. Wielkie posty, które tak bardzo chcą być zauważone, które sprawiają, że w moim wnętrzu toczy się walka… 
..bo Chrystus uczy mnie kochać to, co jest MAŁE, PROSTE, UKRYTE…

I tak zaczęłam się zastanawiać jak dobrze przeżyć rozpoczynający się Wielki Post?


Czytam Słowo.

Pierwsze zdanie, które porusza moje wnętrze: 

 „żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi”


Ile razy robię coś, bo chcę dobrze wypaść przed kimś, często nie patrząc na piękno i wartość, którą mam w sobie. Wybieram rzeczy wbrew zasadom, które wyznaję, tylko dlatego, żeby się komuś przypodobać… PAN mówi, że to nie jest droga, którą chce mnie prowadzić. Pokazuje mi, że najcenniejsze jest to, co ukryte dla ludzkich oczu, właśnie te momenty, gdzie staję w cichej obecności Boga. Podejmuję różne inicjatywy tylko dlatego, że MIŁOŚĆ BOGA i życie wieczne z Nim jest dla mnie jedyną motywacją. 


Bardzo dotykają mnie słowa o ukryciu Boga. Cała dzisiejsza Ewangelia ma w sobie pewną tajemnicę skrytości. Widzę, jak w świecie mamy problem, aby pewne sprawy zachowywać w sercu i przedstawiać wyłącznie Bogu. Mnogość postów na portalach społecznościowych sprawia, że czasami zastanawiam się czy intymność jeszcze istnieje
Dobrze, że Pan przychodzi z tym Słowem, na nowo wzywa mnie i Ciebie, byśmy swoje serca, te wszystkie zranienia i radości przedstawiali Jemu. Tylko ON jest w stanie mądrze je opatrzyć i przyjąć z wielka miłością i czułością. 







Miriam jest dla mnie nauczycielką życia w ukryciu z Bogiem.

 Szła przez codzienność
 jako zwykła kobieta z Nazaretu,
 a w swoim wnętrzu miała niesamowitą
 Tajemnicę Słowa Wcielonego. 
Po ludzku nie do pojęcia.
 Dlatego potrzeba, by zachowywać 
pewne sprawy w swoim sercu
 i dać się prowadzić Bogu,
 by ochronić siebie 
przed niezrozumieniem przez innych. 




Może ten Wielki Post jest właśnie taką okazją, bym uczyła się głębokiej relacji z Bogiem Ojcem przez post, modlitwę i jałmużnę. Przecież nie zostaję sama w tych doświadczeniach… Zawsze Ktoś jest blisko mnie…


„Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.”

Na zakończenie proponuję przeczytać Orędzie Papieża Franciszka na tegoroczny Wielki Post. 🙂

http://nowaewangelizacja.org/oredzie-ojca-swietego-franciszka-wielki-post-2018/




Kamila Kruszyńska


http://dadonbosco.pl/2017/02/28/wielki-post/

http://www.ksawerow.archidiecezja.lodz.pl/wielki-post-jak-dobrze-przezyc-ten-piekny-czas/
https://ro.com.pl/post-modlitwa-i-jalmuzna-to-wedlug-kosciola-katolickiego-trzy-najwazniejsze-zalozenia-rozpoczynajacego-sie-wielkiego-postu/01325253
http://pl.radiovaticana.va/news/2018/02/06/papie%C5%BC_przes%C5%82anie_na_wielki_post_2018/1361984
http://bog-w-moim-balaganie.blog.onet.pl/2014/09/15/modlitwa-do-matki-bozej-bolesnej-3/

sobota, lutego 10, 2018

Demon chciwości, czyli o zastosowaniu metod rolniczych w „uprawie duszy”

Święty Mateusz Ewangelista w scenie kuszenia Jezusa (Mt 4, 8-10) opisuje działanie demona chciwości, który w pierwszym rzędzie zajmuje się naszą wyobraźnią. Roztacza wizje, szerokie możliwości i dalekie horyzonty. Przedstawia szerokie spektrum możliwości, które mogą być moim udziałem dzięki tym bogactwom i w taki sposób rozkochuje w bogactwie.


Ewagriusz uważa, że korzeń chciwości jest głęboko ukryty, starannie zakopany w naszym wnętrzu, a my widzimy tylko pędy – roślinki, wyrastające  z tego korzenia. Tego demona – rolnika nazywa też Ewagriusz uwodzicielem, ponieważ próbuje on zamaskować korzeń, aby widoczne były pędy – namiętności. „Chciwość pieniędzy jest korzeniem wszelkiego zła (1Tm 6, 9) i z niej wyrastają niczym dzikie pędy pozostałe namiętności. Jeśli odetniesz jedną gałąź, wkrótce wypuści inne” - pisze Ewagriusz.

Na czym polega więc ten korzeń? Demon pracuje nad rozkochaniem nas w bogactwie ukazując nam możliwości, jakie zyskamy dzięki posiadaniu tego bogactwa. A dzikie pędy? – to obrazy w naszej wyobraźni. Bo jeśli demonowi uda się wmówić mi, że dzięki najnowszemu smartfonowi będę bardziej „na czasie”, a dzięki nowej sukience będę piękniejsza i wartościowsza – to osiągnął swój cel!


Jakie obrazy stosuje demon chciwości najczęściej?

1. Żeby coś osiągnąć, trzeba ciężko PRACOWAĆ, PRACOWAĆ, PRACOWAĆ. Chciwiec pracuje ponad siły, poświęca się dla pracy.

2. Pomnażanie bogactw – pieniądz robi pieniądz.


3. Chciwiec jest przywiązany do tego, co ma jak pies na łańcuchu.


4. Obraz koła przyjaciół – błaznów – pochlebców, umizgających się, by osiągnąć więcej – posiadanie niewolników.


5. Ciężki kryzys spowodowany utratą dóbr.

6. Idolatria – posiadanie bożka w miejscu ukrytym, w tajemnej komnacie serca – przeświadczenie, że bogactwo daje bezpieczeństwo, poczucie sensu życia i wartości człowieka.


Objawy choroby

W życiu duchowym konieczne jest wskazanie na drogę Jezusa Chrystusa, a później odszukanie nauczycieli, którzy tą drogą przed nami ruszyli. My podążamy za Ewagriuszem, Ojcami Kościoła i Ojcami Pustyni. Pokazują oni, co dzieje się z człowiekiem chorym na chciwość:




1. Serce ma zamknięte na biednych, chorych, bezrobotnych.


2. Nie może nasycić się  pieniądzem, dlatego oskarżają rodziców, że nie dali więcej dóbr w spadku; środowisko, że nie sprzyja; państwo, że nie daje się wzbogacić i Pana Boga, że nie błogosławi.

3. Chciwca zżera zazdrość - zazdrości, że inni mają więcej





Terapia – jak się leczyć?

1. Refleksja nad sobą:

Jaki obraz noszę w wyobraźni, czego pożądam?
Zapytaj siebie, co jest właściwie grzechem? Umysł? – nie, nasza wyobraźnia? – nie, rzeczy, złoto? Nie. To wszytko stworzył Bóg.
Jakie natrętne myśli nosisz w swojej głowie? Jaką przyjemność widzisz w posiadaniu tych rzeczy?



JEŚLI BĘDZIESZ BADAŁ TE RZECZY, ZNIKNIE MYŚL,
ROZPŁYNIE SIĘ W REFLEKSJI NAD SOBĄ!



2. Ćwiczenie: „Czy wyrzekasz się….? – pytanie siebie samego, które rozpoczyna walkę duchową:


  • najpierw pojawiają się lęki – o przyszłość, o starość, choroby
  • potem pojawia się próba pogodzenia ufności do Boga z ufnością do rzeczy (Łk 16, 13)
  • potem pojawia się pytanie o sensowność wyrzeczenia się, ubóstwa, rezygnacji z pomnażania majątku
Odpowiedź znajduje się w 2 Tm 4, 8, bo to koniec wieńczy dzieło, a śmierć wieńczy życie - przecież nic nie weźmiemy ze sobą w chwili śmierci!

3. Lekarstwem na chciwość jest post i jałmużna.


4. I pamiętaj! - korzeń można usunąć przez zwrócenie swych sił i wyobraźni ku poznawaniu Pana, rozważaniu Jego Słowa.




Anna Duda

środa, lutego 07, 2018

Panel sterowania




Mk 7, 14-23

Jezus przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: "Słuchajcie Mnie wszyscy i zrozumcie. Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha".
Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie. Odpowiedział im: "I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala". Tak uznał wszystkie potrawy za czyste.

I mówił dalej: "Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym".


Jezus przywołuje mnie dziś do siebie i mówi do mnie osobiście, choć może mi się wydawać, że jestem w tłumie, więc niekoniecznie musi mnie dotyczyć. A jednak mówi słowa, które mnie poruszają : „Kto ma uszy do słuchania niechaj słucha”. Wybija mnie z mojego systemu „wyłączania się”, bo jest tłum, „masówka”, po co słuchać?
Mówi, żeby słuchać, bo po to dał mi uszy.

Jezus dziś mówi mi o tym, co się dzieje w moim sercu, o tym ośrodku kierowniczym, o tym kto nim zarządza, kto wydaje polecenia, kto tak naprawdę ciągle mi nadaje do ucha (!) Dlatego to jest tak bardzo ważne, kogo słucham i czy naprawdę słucham? Komu daję posłuch?




Czasem łatwo usprawiedliwiam swoje złe postępowanie, chodzenie na łatwiznę, itp. tym, że po prostu takie jest życie, wszyscy tak robią i nawet się nie zastanawiam głębiej, czy to jest dobre. Zrzucam odpowiedzialność na innych, lecz to ode mnie zależy jaką podejmę decyzję.
Chcę dziś bardziej przyjrzeć się swojemu sercu i myślom.

Słowo tłumaczy Słowo: „Z obfitości serca mówią usta” (por. Łk 6, 45).
Jakie bogactwo kryje moje serce? Czy rzeczywiście mogę nim kogoś ubogacić, obdarzyć dobrocią, miłością, przebaczeniem,  podnieść na duchu, pomóc wstać, ucieszyć się z czyjegoś szczęścia, dobra, ale także znać swoje miejsce, nie szukać wyniesienia, ale właśnie potrafić docenić każdą chwilę daną mi przez Pana, być pokorną, przyjąć drugiego człowieka bez naklejania mu etykietki.


Jakie są moje myśli? Są ich całe roje. Jak się z nimi uporać?

Na myśl przychodzi mi Kobieta, która mogłaby mi pomóc, towarzyszyć w oczyszczaniu serca. Maryja – Matka Jezusa, która jest pełna łaski, w pełni czysta i może mnie tej czystości uczyć, jak być piękną w oczach Bożych. Proszę Ją by kierowała moimi myślami, bo to z nich biorą początek wszelkie uczynki. Ona – jak mówi Słowo Boże zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A owocem tego jest jej miłość i zupełne zaufanie Bogu nawet w obliczu krzyża.



Proszę Pana o pomoc modlitwą z księgi Syracha.


Któż postawi straż na moich ustach
i położy na wargach pieczęć przemyślną,
abym nie upadł przez nie,
aby nie zgubił mnie mój język?
Panie, Ojcze i Władco życia mojego,
nie zdawaj mię na ich zachciankę,
i nie dozwól, bym przez nie upadł.
Któż zastosuje rózgi na moje myśli,
a do serca mego - karność mądrości,
by nie oszczędzić mnie w moich błędach,
nie przepuść moich grzechów,
aby się nie mnożyły moje winy
i aby moje grzechy się nie wzmagały;
abym nie upadł wobec przeciwników
i nie sprawił uciechy mojemu wrogowi?
Panie, Ojcze i Boże mego życia,
nie dawaj mi wyniosłego oka,
a żądzę odwróć ode mnie!
Niech nie panują nade mną żądze zmysłowe i grzechy cielesne,
nie wydawaj mię bezwstydnej namiętności!
Syr 22, 27; 23,1-6



Katarzyna Boryń