Moje własne towarzystwo

Opublikowane przez Ukryte Piękno 26.6.19 3 komentarzy
Był to jeden z wielu zupełnie neutralnych i jałowych dni, spędzony jak zwykle – w moim własnym towarzystwie, z którego nie mogłam zrezygnować, ani o nim zapomnieć. Nawet gdy szłam ulicą, moja twarz odbijała się w każdej witrynie sklepowej, przypominając. Biegłam przez las, a cień w moim kształcie odbijał się na drodze, przypominając. Żyłam w tym dniu, jak w każdym poprzednim, lecz bardziej wnikliwie, zastanawiając się nad sobą. Słyszałam jakiś głos przez całe życie (to mój głos), widziałam przed sobą jakieś dwie dłonie (moje dłonie), dziesięć palców, dwie nogi – to ja. To ja będę swoją własną towarzyszką już do samego końca. Takie myśli – chmury pojawiły się na niebie mojego rutynowo błękitnego dnia.

A chociaż spędzałam ze sobą każdy dzień od początku świata i myślałam, że znam siebie dość dobrze (bo przecież to jasne, że nie lubię selera, ani dźwięku pisania po kartce nienaostrzonym ołówkiem, ani uczucia na języku podczas jedzenia kiwi), to zadałam sobie jedno kluczowe pytanie – dlaczego chociaż teoretycznie wiem o sobie wszystko, wciąż tak trudno mi być sobą, w najprostszym tego słowa znaczeniu – po prostu sobą? To nasuwa kolejne pytanie. Kim, w obliczu tego, jestem?
Nadeszła noc.
Kolejny dzień.
A ja zauważyłam, że obudziłam się w nim nie jeden raz, ani nie dwa. Nawet nie trzy. Ja obudziło się setki razy.




Przekrój dnia ja

Ja o poranku jest zaspane i kolejny raz myli szczoteczki do zębów (chociaż na lustrze wisi już kartka informująca, przygotowana przez ja z wczoraj), nie wypowie być może wtedy nic mądrego, a jego głównym celem będzie  z d ą ż y ć. Ja na studiach odpowiada mądrze i rozważnie na pytania wykładowców i siedzi wyprostowane. Ja ze znajomymi garbi się i śmieje z rzeczy, które potem powtarza w innym towarzystwie, a te okazują się raczej... mało zabawne. Nawet dla samego ja – a to dziwne, że wcześniej ze śmiechu nie można było złapać oddechu. Ja w restauracji na randce zna wszelkie zasady savoir vivre. Natomiast gdy ja je obiad w domu, nie martwi się, że cała twarz stała się płótnem z wymalowaną wielką abstrakcyjną plamą z sosu pomidorowego. Ja idzie do Kościoła, modli się i żałuje, a potem ja bawi się na imprezie i znowu łamie kilka zasad dobrego smaku. Ja kocha tę samą osobę, której mówi, że ma jej dość i nie chce więcej widzieć. Jest zupełnie niespójne!
Wreszcie ja kładzie się spać, leży zupełnie zdane samo na siebie i zastanawia się – w której sytuacji było prawdziwe? 


A może właśnie wtedy, kiedy gasną wszystkie światła, jestem prawdziwie sobą? Umilkły wszelkie konteksty, w które wpadłam przez wir życia. Skończyły się uwikłania. Jestem sama, to ja, to te same dłonie, ten sam głos, te same nogi, ta sama selera-nielubiąca istota. Ale wiem, że nie utożsamiam się z wieloma słowami, które wypowiedziałam. Nie zgadzam się z czynami, których się dopuściłam. Nie jestem dokładnie tym, kim byłam w ciągu dnia.

Jak być tą samą osobą w każdej z życiowych sytuacji? Wiadomo, że dostosowanie zachowania do różnych sytuacji nie jest niczym niepokojącym. Inne jest zachowanie w miejscu publicznym, a inne w domowym zaciszu, inne w towarzystwie rówieśników, a inne w obecności osób starszych. Jest to zupełnie normalne, uzasadnione i logiczne. Niebo także zmienia kolor tysiąc razy w ciągu doby. Chodzi mi o coś więcej – o odczuwaną wewnętrznie niespójność, niejednoznaczność oraz niekonsekwencję wewnątrz siebie. O moment niepokoju i niestabilności, brak poczucia, że jest się sobą w każdym momencie życia. 
Są tysiące odpowiedzi na pytanie "jak być sobą?". 
T y s i ą c e  teoretycznych odpowiedzi. 
Ja, w obliczu potęgi tematu, wielości zdań i opinii, oraz świadomości, że tak naprawdę co człowiek – to odpowiedź, chciałabym chociaż spróbować podzielić się z wami trzema rzeczami, które dla mnie są pomocne. Rzeczami, które sprawiają, że odnajduję siebie coraz bardziej. Rzeczami, dzięki którym rozumiem coraz lepiej istotę mojego bycia


Samotność o zmroku

Świat jest głośny, często krzyczy. Ciężko spotkać w nim siebie.
W samotności, o zmroku, zaczęłam rozmyślać na temat tego, kim właściwie jestem. Byłam wtedy sama nad morzem i mieszkałam w małym, ciasnym i nieszczelnym namiocie. Spacerowałam często po plaży, lato było niezwykle deszczowe, krople deszczu przygniatały mnie do ziemi, nie miałam nikogo, z kim mogłabym rozmawiać. Chodziłam tak po mokrym piasku, aż morze nabierało koloru atramentu. Sama. To było najważniejsze wydarzenie mojego życia – nauczyć się rozmawiać ze sobą. Słuchać siebie. Spacerować w samotności.
Wiedziałam, że samotność musi przestać być więzieniem. Chciałam, aby stała się wolnością. I tak, krok po kroku, spacer po spacerze, w tej samotności o zmroku, słuchałam.
Kiedy czuję się przybita, wracam do tego. Siadam pod drzewem i wlepiam spojrzenie w niebo, czasem nie myślę o niczym konkretnie – po prostu uświadamiam sobie, że jestem. Wybaczam sobie błędy. Racjonalizuję rzeczywistość. Oddycham.
Dbam o to, aby nie zatracić siebie. Aby nie stać się wypadkową ludzi dookoła. Dbam o relację do wewnątrz. Odkrywam te małe rzeczy, które są dla mnie radością i wprowadzam w życie – tańczę podczas sprzątania, gotuję dla siebie ulubiony obiad, piszę wiersze do szuflady, jeżdżę na wrotkach po zapomnianych świata uliczkach. Uświadamiam sobie kim jestem właśnie poprzez to – odkrywam co JA lubię robić, a potem robię to jak najczęściej. Ze sobą. Żeby siebie lubić.


Lubię cię w lustrze

Do bycia sobą niezbędnym krokiem jest zapoznanie się ze swoim wnętrzem. Ja musiałam zrobić to całkowicie od podstaw – stanąć przed lustrem, wyciągnąć do siebie rękę i powiedzieć "nazywam się Nadia i bardzo chcę cię poznać". 
Lustro to bardzo kłopotliwa powierzchnia płaska. Odbija. Pokazuje. Uświadamia. Nie ukryję przed nim żadnej mojej skazy. Najdłuższą drogą w odkrywaniu siebie było to, abym potrafiła stanąć przed nim ze słowami "lubię cię" na ustach. Lubię cię za i pomimo, teraz bądź sobą, bo to najlepsze, co możesz zrobić.

I to wcale nie jest tania motywacja. Tak jest, po prostu. Nie ma dwóch identycznych płatków śniegu, gwiazd, chwil i nas. Wyjątkowość nie jest cechą do ukrycia, lecz propagowania. Chciejmy ją propagować.

To taki paradoks, że żyjąc w sobie, nigdy tak naprawdę siebie nie zobaczę. 
Moja twarz jest jedynym, czego nigdy nie zobaczę twarzą w twarz. 
Jedynie lustro może mnie do tego zbliżyć. Jak rozpoznałabym siebie bez niego? Jak mogłabym wiedzieć z kim mam do czynienia? A jak jest z duszą? 
Może ona też potrzebuje lustra?
Może to Pismo Święte jest najlepszym lustrem dla duszy? 


Inspiracje

W byciu sobą nie chodzi o zamknięcie się na drugiego człowieka. 
Inspirujmy się. 
Przecież żyjemy w relacjach. Przyjdźmy z czymś do nich, ale także z czymś odejdźmy. Kształtujmy wciąż siebie i swoje poglądy, nie zamykajmy się na drogi inne, niż nasza, uczmy się od siebie nawzajem. Żyjemy pomiędzy twórczymi ludźmi – i ta ich twórczość wpływająca na nas nie jest próbą pozbawienia nas indywidualności. Bycie sobą to ciągłe poszukiwanie! Dlatego próbujmy, szukajmy, czerpmy ile się da!
Dla mnie oznacza to: rozmowy z ludźmi, czytanie książek i oglądanie filmów, dyskusje (wymiana poglądów), zadawanie pytań, szukanie odpowiedzi, naukę, kontemplację świata, podróżowanie, słuchanie muzyki, próbowanie nowych potraw, odnajdywanie nowych pasji itd.
Świat ma tyle kolorów, dźwięków, smaków, zapachów... kryje w sobie tyle lekcji, które możemy brać dla siebie i wcielać w życie, będąc coraz to bogatszymi wewnętrznie...



Zapisuję wszystko to, co mnie inspiruje. Każde piękne zdanie, które gdzieś po drodze na studia wpadnie mi do głowy, każdy cytat z książki, który w jakiś sposób mnie poruszy. Opisuję piękne momenty, w których wzięłam udział, robię zdjęcia tego, co chciałabym zapamiętać. To wszystko dlatego, że proces odkrywania siebie można porównać do kropli drążącej skałę. Każda, najmniejsza inspiracja, jest kolejną kropelką. 
Nie zapominajmy o kropelkach. 
Zapisujmy je w pamięci. 
Inaczej się rozpłyną.


Na koniec

Dopiero, kiedy:

1. wiem kim jestem – mogę przestać uzależniać swoje zachowanie od innych ludzi,

2. wiem, że lubię siebie – mogę żyć w zdrowych  relacjach,

3. rozwijam się i inspiruję – mogę jeszcze bardziej kształtować swoje własne opinie i poglądy.

To nie jest proste. Ja jest niezwykle trudne w okiełznaniu, w zapoznaniu i w zrozumieniu, ale nie zapominajcie o nim. To wcale nie egoizm.




Nadia